niedziela, 31 grudnia 2017

Na Sylwestra i Nowy Rok 2018


Koleżanko i Kolego!
Bawcie się do upadłego,
Lejcie w siebie winko, drinki,
Wesolutkie róbcie minki.
Szampan strzeli o północy,
Więc Wam życzę: szczęścia mocy,
Mało pracy, dużo kasy,
Bo na kasę każdy łasy.
Niech Wam niesie ten ROK NOWY:
Najwyższy próg podatkowy,
Zdrowie, uśmiech, humor przedni
Na tych 365 dni !!!
🍾🍷🍹💃🕺🎆🎆🎆🎆🕺💃🍾🍷🍹

A tu fajerwerkowe show z Japonii - przecudny spektakl. Proponuję obejrzenie w opcji pełnego ekranu.





piątek, 29 grudnia 2017

Na ten Nowy Rok!

No i już po Świętach, goście odjechali,
A w mediach oferta sylwestrowych bali.
Bo idzie karnawał i sylwek za pasem.
Trzeba wyjść na parkiet i stuknąć obcasem.
Romantyczne pląsy, tańce żywiołowe
Pomogą nam zrzucić to nadprogramowe,
Co po świętach w biodrach, na brzuchach i udach
W sadle odłożone. Niechaj nam się uda!
Życzę tego paniom na ten Nowy Roczek,
By sadełko poszło w cycki, a nie w boczek.
Jakie jest dla panów podobne życzenie?
Niech im brzuch nie rośnie, tylko przyrodzenie!

Zasuwam i przenoszę z Onetu wszystko, co się da. Są już w komplecie opowiadania, moskaliki, lepieje, wkrótce uzupełnię pozostałe karty. Zachęcam do lektury. Jest tego sporo, aż sama się dziwię, że tyle tego napisałam. Jest co czytać i z czego się pośmiać  😛       🌚

środa, 27 grudnia 2017

Witajcie po Świętach!

Już jestem, Święta spędziłam w Meksyku na szesnastodniowej wycieczce objazdowej o nazwie "Wielka Konkwista". Przywiozłam mnóstwo wrażeń, zdjęć i drobiazgów, przed kupieniem których nie mogłam się oprzeć, mimo iż przysięgałam sobie, że nie będę niczego kupowała. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, które napisaliście w międzyczasie. Mam nadzieję, że Święta upłynęły Wam spokojnie i bezproblemowo. Teraz czekamy na Nowy Rok! 

Mam zamiar opisać tu szczegółowo, gdzie byłam, czego się dowiedziałam i co widziałam, ale w pierwszej kolejności muszę uporządkować sprawy z przenosinami bloga z Onetu. Zatem relacja z wycieczki pojawi się, gdy już się uporam z całym tym bałaganem. Czasu zostało już niewiele.

Teraz tylko króciutko:
W okresie około świątecznym meksykańskie miasta są pięknie udekorowane choinkami, szopkami, lampkami, które skrzą się w takiej ilości, że nawet po zmroku jest jasno. Czasami miałam wrażenie, że konkurują ze sobą w kategorii "największa choinka" lub "największa ilość szopek". A poza tym niewiele więcej mają wspólnego z naszymi Świętami. Meksykanie nie wariują jak my, nie stoją tydzień przed Wigilią nad garami, owszem odwiedzają kościoły w świąteczny czas, ale też podróżują całymi rodzinami - hotele w Acapulco, Cancun i innych kurortach pełne są właśnie Meksykanów. Wygrzewają się na plażach, bawią się - czyli autentycznie świętują, wypoczywają i mają w nosie przedświąteczną histerię zakupowo - przygotowawczą. Nasza wycieczka Boże Narodzenie spędziła w Cancun na plaży. W autokarze podczas przejazdu z lotniska do hotelu (lot wewnętrznymi liniami z Mexico-City do Cancun) pośpiewaliśmy kolędy i tyle było akcentu świątecznego. A tak w ogóle, to wreszcie miałam po tylu latach prawdziwie świąteczny wypoczynek - nie urobiłam się, wszystko podsunęli pod nos gotowe (all inclusiv), zero sprzątania, pichcenia, gotowania, zmywania - żyć, nie umierać!
Miejscowość turystyczna, znany kurort pełen turystów z całego świata, a więc nawet 25 grudnia w Cancun czynne są sklepy, kantory, restauracje, nawet supermarket. Nikt nie bije piany o wolne od handlu niedziele i święta. Jest popyt, więc jest podaż. A Meksykanie są katolikami w prawie 83% (choć różne źródła podają inne dane, np 87% katolików). Pozostali są wyznawcami innych religii, w tym protestanckiej.

Ludzie przemili - uśmiechają się, pozdrawiają, zagadują. Wszystkim polecam ten kraj do odwiedzenia. Było fantastycznie! 😊😁😊

niedziela, 10 grudnia 2017

Limeryk mazurski (206) z okazji Świąt Bożego Narodzenia

                    Pewna pani ze wsi Bienie
                    Kocha Boże Narodzenie
                    Już są prezenty,
                    Mikołaj Święty...
                   Jest też i "coś" na trawienie.
                                              😋

Bienie - podaję za Wikipedią: wieś w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie ełckim, w gminie Ełk. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa suwalskiego.


🎅


Życzę Wam radosnych, mroźnych i śnieżnych ale zdrowych Świąt Bożego Narodzenia, radości z rodzinnych spotkań, udanych prezentów i wszystkiego, czego sobie życzycie, aby się stało w ten świąteczny czas!

🎄

Dedykuję Wam jedną z najpiękniejszych polskich pastorałek 



i znikam na jakiś czas...

sobota, 9 grudnia 2017

"Znak" - (opowiadanie z bloga na Onecie). Czas nagli...

Mam do skopiowania ręcznie 600 postów z bloga na Onecie i przygotowania do Świąt, więc wybaczcie, że teraz tym się zajmę jako działalnością priorytetową. Jak się już ogarnę, zacznę działać już intensywniej tu, na tym blogu. Wybaczcie mi, jeśli zamilknę do Świąt. Póki co wklejam kolejne opowiadanie, by żądni mojej twórczości mieli lekturę. Pozostałe opowiadania przeniesione z bloga na Onecie umieszczam już sukcesywnie nie w postach, a na stronie "Opowiadania".
Proszę tam zaglądać.
Zaczęłam już też przenosić limeryki i fraszki


Znak

15 października 2011

Czerwcowe popołudnie porażało upałem. Było jej ciężko, duszno, szukała cienia. Ciążył jej brzuch. To już końcówka szóstego miesiąca. Znowu miała kryzys. Myślała z niechęcią o tym dziecku. Komplikowało jej życiowe plany. Czuła się opuszczona przez wszystkich, sama ze swoim problemem. Rodzice omijali temat. Matka milczała, nie pytała o nic, choć w jej oczach widać było troskę i niepokój. Ojciec był najwyraźniej zły, ale też o nic nie pytał.

Ojciec dziecka przepadł. Wstrząsa się na samą myśl o nim i o tym, co jej zrobił. Miało być tak pięknie i romantycznie, a było brzydko i brutalnie. Miał być czuły sylwester we dwoje, no i był – we dwoje, ale wcale nie czuły, nie piękny, nie romantyczny… Teraz jest ciąża i są złe wspomnienia, które ją prześladują nawet w snach.

Odda to dziecko do adopcji, nie chce go, na pewno go nie pokocha. Jeśli to chłopiec, będzie wciąż w nim widziała gwałciciela cuchnącego alkoholem, który nie potrafił uszanować jej uczuć, nie potrafił uszanować tego, że był jej pierwszym mężczyzną, że mu zaufała. Jeśli dziewczynka… czy to właściwie by coś zmieniło?

Nikt nie wie, że to się odbyło w ten sposób. Wyobrażała sobie, jak to będzie pięknie i wspaniale… Ten pierwszy raz zapamiętuje się ponoć na całe życie… Zapamięta, o tak! Nie powie nikomu, jest jej wstyd, że była taka głupia. Czuła się zbrukana. No i jeszcze ta ciąża! Czy musiała od razu wygrać oba losy na tej loterii? Gdybyż tak łatwo przychodziły jej wygrane w totolotka!

Teraz szła obejrzeć „okno życia”, które niedawno pojawiło się w jej mieście. Chce zobaczyć, czy można tam w miarę anonimowo zostawić dziecko i nie narazić się na szyderstwa i komentarze przechodniów. Straciła już nadzieję, że poroni, na skrobankę nie miała pieniędzy, zresztą pewnie i tak by tego nie zrobiła.
*
Matka obserwowała ją z niepokojem. Od czasu sylwestra, jej córka bardzo się zmieniła. Wróciła zapłakana i odtąd niewiele mówi. Tylko brzuch jej rośnie. Bała się pytać o cokolwiek, a dziewczyna wyraźnie unikała rozmów. Matczyna intuicja mówiła jej, że stało się coś złego. Dziecko, nic to, jakoś się wychowa. Pomoże córce, niech skończy studia, niech idzie do pracy, jakoś dadzą radę. Tylko dlaczego ona nic nie mówi?

Pewnego dnia przeraziła się, gdy znalazła na szafce obok telefonu karteczkę z numerem ośrodka adopcyjnego. Długo płakała tej nocy. Musi poważnie porozmawiać z córką.
*
Był załamany. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jego najlepszy przyjaciel zawiódł go na całej linii, odbił mu dziewczynę! I to tak bezceremonialnie i cynicznie!

Stał bezradny na chodniku, nie wiedząc, w którą stronę ma iść i co ze sobą począć. Chciał jej zrobić niespodziankę, kupił 20 czerwonych róż na jej dwudzieste urodziny, no i ma tę swoją niespodziankę! Uchyliła tylko lekko drzwi, była w szlafroczku zarzuconym na nagie ciało. Oświadczyła, że z nimi koniec. Był u niej tamten. Ale banał! Niech ich szlag!

Ruszył przed siebie. Obok przechodziła dziewczyna w zaawansowanej ciąży. Wręczył jej te róże w pośpiechu i szybko się oddalił. Stała teraz zaskoczona i odprowadzała go wzrokiem. Wydawało się jej, że płakał.
*
Były piękne. Nigdy wcześniej nie dostała takiego bukietu i wątpi, czy kiedykolwiek dostanie. Szkoda, że nie był przeznaczony dla niej. Dla kogo były te kwiaty? Dlaczego nie otrzymała ich kobieta, dla której zostały kupione? Nie chciała ich? Nie zastał jej? Pokłócili się? Zdradziła? Odeszła? Wzgardziła? A może on zdradził? Może skrzywdził, a teraz chciał przepraszać i się nie udało? Czy to wiadomo? A czy ona sama przyjęłaby taki bukiet i przeprosiny? Czy mogłaby udawać, że przebaczyła, że nic się nie stało? Chyba nie.

Może i dobrze, że nigdy się nie dowie. Pójdzie teraz do domu, bo w tym upale róże padną, a szkoda by było. A może powinna to zdarzenie potraktować jako dobry znak?
Z naprzeciwka szły młode dziewczyny, gimnazjalistki chyba. Radosne i rozszczebiotane. Ależ on musi panią kochać! Takie kwiaty! – Skomentowały ze szczerym podziwem. Uśmiechnęła się. Gdybyż wiedziały…
*
Róże zachowały świeżość przez 10 dni. Z żalem je wyrzucała. Przez tych 10 dni nie wróciła pod „okno życia” i po raz pierwszy pomyślała o dziecku bez złości. Tamto zdarzenie dało jej do myślenia. Wreszcie oprzytomniała i przestała skupiać się na sobie i na swoim problemie. Jak widać innym tez życie nie układa się jak w bajce… W końcu to przecież jej dziecko. Ma je ukarać oddając obcym ludziom? A właściwie, za co? A może w ten sposób chce ukarać siebie? No, bo czy sama jest bez winy? Dziecko wierci się w brzuchu, jej zdenerwowanie udziela się i jemu. Po raz pierwszy kładzie rękę na brzuchu i głaszcze pojawiające się tu i tam wybrzuszenia. Spokój, mały, już dobrze…

Tylko czy aby będzie zdrowe? Przecież on był kompletnie pijany! A ona przez te wszystkie miesiące w takim stresie żyła… Musi iść zrobić badania, musi wiedzieć! Lekarz na pewno ją zwymyśla, że dopiero teraz się zgłasza, ale niech tam! Przeżyje.

No i zwymyślał! Ale zrobił USG, dał skierowanie na badania i uspokoił, że wszystko wygląda dobrze. Patrzyła na tę swoją kartę ciąży i nadal nie wiedziała, co dalej? Nie chciała znać płci dziecka, nie była jeszcze na to gotowa.

Musi poważnie porozmawiać z matką.

Mały, a może mała, rzuca się w brzuchu i odstawia dzikie harce. Powinna gdzieś usiąść i odpocząć, albo przynajmniej znaleźć trochę cienia. Kładzie rękę na brzuchu, dziecko natychmiast się uspokaja.

Ten upał ją wykończy. Dzieciak też chyba z tego gorąca tak się wierci. Uśmiecha się. Ot, jakiego ma towarzysza niedoli. Wejdzie do sklepu, tam chłodniej, chwilkę odpocznie.
*
Mamo! Popatrz, co kupiłam! Prawda, że słodkie?

Kobieta ze łzami w oczach patrzyła na maleńkie śpioszki w misiaczki i w matczynym odruchu przytuliła córkę do piersi. Odetchnęła z ulgą.


piątek, 8 grudnia 2017

Opowiadanie przeniesione z bloga na Onecie - "Wiewióra"

Opowiadanie wyróżniono kiedyś w konkursie, od niego zaczynam więc przenosiny treści z bloga na Onecie:


Wiewióra 

Wiewióra jest rozwiedziona. Bywa. Nie wyszło. Zawsze była zbuntowana. Ojciec pił, bił, w końcu opuścił matkę i ją. Przysięgła sobie, że u niej będzie inaczej. To ona odeszła, bo ten, którego wybrała, na podobieństwo ojca swego, też pił i bił. Bywa. Niestety to stary schemat, że córki wybierają sobie partnerów na podobieństwo ojców swoich, podobno całkiem podświadomie. Przecież wcale tego nie chciała, żeby pił i bił. Ale stało się, no i teraz jest samotną matką. Odeszła, żeby jej córeczka nie powielała tych schematów i kiedyś w wyborze partnera nie kierowała się złym wzorcem. Odeszła, bo jest zbuntowana i niezależna. Nikt nie będzie nią poniewierał. Nikt nie będzie poniewierał jej córką.

Wiewióra ma 29 lat. Wygląda na 20.

Patologia! Powie mądry pan redaktor w telewizji. Patologia! Powiedzą ci wszyscy bez grzechu, co to pierwsi rzucą kamieniem. Podniosła rękę na święte stadło małżeńskie! Samotna matka! I to taka młoda! Kolczyk w nosie! Skóra, glany i pas z ćwiekami! A jaka fryzura! Czerwone włosy! Diablica!

Wiewióra jest dobrą matką. Jej wygląd to jej prywatna sprawa. Wygląda tak, bo chce, bo lubi, bo protestuje. Krzyczy tymi nastroszonymi, czerwonymi włosami, glanami, kolczykami, że nie jest oportunistką, obłudnicą, lukrowaną hipokrytką! Jest sobą i ma w nosie jak ją postrzegają! Niech sobie myślą, co chcą!

Sąsiadki z jej obskurnej kamienicy zerkają na nią spode łba, ledwie odbąkując „dzień dobry”. Patrzą na jej córeczkę ze współczuciem. Biedne dziecko, taka matka, zapewne satanistka i na pewno się puszcza! Wszyscy wiedzą lepiej. Co to za dziwadło? Podobno była mężatką! Jaka była z niej żona? Nic dziwnego, że ją zostawił, kto by wytrzymał z taką? Kiwają głowami zatroskane matrony, matki Polki, szlachetni mężowie i ojcowie. Wiedzą o niej wszystko – kiedy wychodzi, o której przychodzi, kto u niej jest, o której przyszedł, o której wyszedł. Biusty suszą się na parapetach, trwa wymiana informacji.

Ale tylko Wiewióra myje klatkę schodową, gdy przychodzi jej kolejka. Bywa.

Bzdura! Nic nie wiedzą. Wiewióra się z nimi nie spoufala. Nic ją nie obchodzi to całe towarzystwo, któremu się wydaje, że wie o niej więcej, niż ona sama o sobie.

Wiewióra jest naprawdę dobrą matką. Jej córeczka jest małą księżniczką, której nie może niczego zabraknąć, a na pewno matczynej miłości. Wiewióra pisze dla niej bajeczki, wierszyki, razem układają piosenki i grają w Chińczyka. Wiewióra jest zdolna jak diabli. Skończyła studia, pracuje. Kto by pomyślał? Matronom i ich mężom nawet do głowy to nie przyjdzie, a jej nie zależy, żeby ich wyprowadzić z błędu. Wisi jej to.

Jest też dobrą córką. Przynajmniej dwa razy w tygodniu odwiedza matkę, która mieszka na drugim końcu miasta. Matka jest chora, potrzebuje pomocy i ją otrzymuje. Wiewióra bardzo kocha swoją matkę. Boi się. Boi się, że ta niestara jeszcze kobieta odejdzie zbyt szybko. Jest przecież jeszcze potrzebna – jej, wnuczce, światu! Czym będzie ten świat bez niej?! No czym?! Ociera łzy. Musi być silna!

Wiewióra nie chodzi do kościoła! To niedopuszczalne! Ona wpuszcza do mieszkania Świadków Jehowy! Heretyczka! Gdybyż oni jeszcze wiedzieli, że ten, który ją tak często odwiedza jest gejem! Lincz? Może nie, ale na taczkach to by ją chyba wywieźli razem z tym zboczeńcem! Łatwiej wybaczyć rozwiązłość niż przyjaciela geja! Słyszała kiedyś parapetową dyskusję i wie, co myślą o takich jak on, więc się nigdy nie dowiedzą. Zatem gdy idą razem na koncert albo do kina, to Wiewióra bierze go za rękę, czasem się przytula i tak paradują, zanim nie znikną im z oczu. Bywa też, że całą noc grają w scrabble i popijają białe wino, albo dyskutują do białego rana o filmie, literaturze, o życiu. Wiewióra kocha go siostrzaną miłością, on ją też kocha, jak brat.

Innymi mężczyznami gardzi, doznała zbyt wielu krzywd od tych, których najbardziej kochała. Bywa. Może kiedyś jej to przejdzie, nie wie. Nie zależy jej na tym.

Tak, taki właśnie jest ten świat, że byle zarzygany menel spod budki z piwem czuje się w prawie naurągać Murzynowi, gejowi, innowiercowi, dziewczynie z czerwonymi włosami i z kolczykiem w nosie, bo czuje się lepszy, biały, heteroseksualny, prawowierny i swój! No i jest mężczyzną! Tak, taki jest ten świat! I dzieje się tak przy milczącej aprobacie tych pozostałych wszystkich lepszych, swoich, normalnych, heteroseksualnych i prawowiernych. Nikogo to nie dziwi, nikt nie protestuje, ba, nawet uważają, że ma rację, że jest głosem ludu. Ich głosem. Nie chcą tu zboczeńców, kolorowych (asfalt powinien leżeć na swoim miejscu!), dziwolągów, kociej wiary. Dobrze gada! Dać mu wódki! Rechot, rozbawienie. Czasem ktoś się ujmie, ale potem tego żałuje. Potrafią zaszczuć w imię miłości bliźniego.

Wiewióra raz się wtrąciła. Mało jej nie pobili. Upiekło jej się tylko dlatego, że jest dziewczyną, choć dziwolągiem, ale jednak dziewczyną. Niektórzy nadal uważają, że nie wypada bić dziewczyny. Obyczaje, jak widać, jeszcze całkiem nie upadły.

Co jest przyczyną niechęci? Co rodzi agresję? Strach! Ludzie boją się tego, co nieznane, czego nie rozumieją. W jedności siła. A przecież wystarczyłaby odrobina dobrej woli, trochę starań by poznać i zrozumieć tę inność, przestać się jej bać.

Wiewióra wierzy w Boga. W Boga, a nie w Kościół, w Boga, a nie w księży, w Boga, a nie w papieża. Postrzega Boga jako tę siłę sprawczą, jaka dała początek wszystkiemu, ale powątpiewa, czy Bóg ma jeszcze wpływ na losy tego świata. Może kiedyś miał, gdy spuszczał na ludzi te wszystkie plagi opisane w Biblii. Teraz chyba już nie. Wiewióra poszukuje. Wątpi i poszukuje, dlatego jeśli ma okazję, to dyskutuje i z księdzem, i z pastorem, i z ateistą, i co gorsza – ze Świadkami Jehowy! Wpuszcza ich do swojego mieszkania, robi im herbatkę i dyskutuje. Zazwyczaj nie zgadza się z nimi, ale to dzięki nim zaczęła poszukiwać, zaczęła czytać i drążyć temat. Nawet zaczęła się modlić. Ale dziwna to modlitwa. Najczęściej podziękowanie. Rzadko prosi, wszak nie wierzy, że coś może się zmienić, raczej polemizuje, przedstawia swoje racje, pyta, ale nie otrzymuje odpowiedzi. Bywa.

Do Wiewióry przychodzi Baśka. Mała, filigranowa, zawsze elegancka rozgadana trzpiotka. Zupełne przeciwieństwo ekscentrycznej Olki. Tak, tak, Wiewióra ma imię – Olga. Ale nikt tak jej nie nazywa. Od dzieciństwa nazywają ją Wiewiórą, bo jej miedziane włosy są naturalnego koloru. Ale zdziwiłyby się sąsiadki, gdyby o tym wiedziały! Mają ją za farbowaną sukę, co im pozwala nie lubić jej bez wyrzutów sumienia. Ich niechęć usprawiedliwiają te wszelkie kolczyki, ćwieki, nastroszone rude włosy, małomówność i brak poufałości. Zresztą, kto by się z taką spoufalał, nawet, jeśli by tego bardzo chciała?!

A z Baśką rozumieją się doskonale. Może na zasadzie przeciwności. Zawsze mają o czym rozmawiać. Przy Baśce Wiewióra staje się gadatliwa. Niemożliwe? A jednak! Gadają jak nakręcone, śmieją się, opowiadają sobie durne kawały, razem ganiają na zakupy i każda z nich cierpliwie znosi, gdy ta druga godzinami przebiera w rzeczach, których ta pierwsza nigdy by na siebie nie założyła. Ale w sklepie z płytami lub w księgarni panuje nadzwyczajna zgoda. Wybierają razem, zakupy dzielą między siebie, a potem się wymieniają. I taniej, i jest okazja do spotkań.

Baśka miała ciężko chorą córeczkę. Poznały się z Wiewiórą w hospicjum, bo Wiewióra była jakiś czas wolontariuszką. Obie towarzyszyły temu dziecku w jego ostatniej drodze. Teraz są przyjaciółkami na życie i na śmierć. Bo to śmierć je zjednoczyła. Bywa.

Baśka z trudem się pozbierała, ale wróciła do życia. I kocha Wiewiórę. To dzięki niej potrafi się znowu śmiać. Wiewióra zrezygnowała z wolontariatu, gdy rozchorowała się jej mama. Zresztą, z każdym odejściem kolejnego dziecka umierała też cząstka Wiewióry. Dłużej by tego nie zniosła. Niestety.

Tak, więc Wiewióra ma dwoje przyjaciół, ale nie ma koleżanek, nie ma kolegów. Jest właściwie typem samotnicy i milczka. Wiele razy ją zraniono, wiele razy nadużyto jej zaufania. Więc teraz jest nieufna.
Bywa.

Nie wierzy ludziom, nie wierzy w ludzi. Trochę się boi, że to wpłynie na psychikę jej małej. Nie chce, żeby i ona stała się odludkiem. Zupełnie nie wie, jak ma postępować. Chciałaby, żeby jej dziecko miało więcej ufności do świata. Oczywiście bez przesady. Zbytnia ufność jest zagrożeniem. Wie coś o tym, oj wie.
*
Gdy spotkasz Wiewiórę, na pewno ją rozpoznasz. Uśmiechnij się wtedy do niej, tak spontanicznie, prosto z serca. A ona napisze kiedyś o tym wiersz. Bo Wiewióra ma talent. Będzie poetką, choć jeszcze o tym nie wie. Zacznie pisać, gdy odzyska wiarę w ludzi.
*
Wczoraj ktoś podrzucił jej kociaka. Maleństwo. Piszczało w pudełku pozostawionym pod drzwiami. Znalazła go rano, gdy wychodziła do pracy. Zapewne ktoś z sąsiedztwa, no bo kto inny? Jakiś dzieciak pewnie.

Uśmiecha się. Najwyraźniej ktoś w nią wierzy. W jej dobre serce. Oczywiście, że przygarnie to biedactwo. Lubi zwierzęta. Jej córeczka od razu wpadła w zachwyt. Będzie miała o czym opowiadać w przedszkolu.


***********************************




Fraszka na przeprowadzkę

*
Nie  byłoby mnie tu
Gdyby nie: "Wypad z Onetu!"

*

czwartek, 7 grudnia 2017

Musiałam przenieść się z Onetu

Niestety zostanie zamknięta platforma blogowa na Onecie. Podobno można z niej zaimportować wszystko tutaj, ale pojęcia nie mam jak to zrobić. Pobrałam treści z tamtego bloga na Onecie na komputer, zapisały się w formie pliku typu "Dokument XML", potem zgodnie z instrukcją próbowałam importować go tutaj i przenieść w ten sposób te moje wpisy, statystyki i komentarze z kilku lat, ale nowo założony blog nie chce utworzonego pliku przyjąć. A przecież robię wszystko zgodnie z instrukcją! Komputer miele przez kilka godzin i nie może zaimportować tych treści. Onet przekonuje, że to nic prostszego i wypina się na swoich wieloletnich blogerów dając im w prezencie na Święta "aż" 1,5 miesiąca na wyprowadzkę i przeniesienie się w inne miejsce. Super! Teraz, przed Świętami nie mamy co robić, tylko się przenosić lub mozolnie kopiować wieloletnie wpisy do Worda, żeby ich nie stracić. Brawo!

Ogólnie jestem zniechęcona perspektywą budowania bloga od nowa. Jeśli ktoś może mi coś poradzić, to czekam na podpowiedź.


Życzę wesołych Świąt!





Szczególnie polecam:

Fraszka na gościa