Wybierając hotel na czas wypoczynku w Hurghadzie miałam mieszane uczucia, gdyż miał on tylko 64 procent pozytywnych opinii. A to się ludziom standard nie podobał (cytuję: Hilton tylko z nazwy!"), a to znowu jedzenie zbyt monotonne. Jednak zdecydowałam się na ten właśnie hotel i nie żałuję. Przeważyło to, że hotel dysponuje długą plażą z własnym pomostem, z którego można obserwować rafę koralową. Ta własna rafa zadecydowała, nie musiałam nigdzie wypływać statkiem na płatne wycieczki, żeby posnurkować (snurkowanie, to nurkowanie bez akwalungu, tylko w masce i z rurką, pod samą powierzchnią wody), by na własne oczy obejrzeć rafę i te wszystkie bajecznie kolorowe rybki. Ci, którzy nie pływają, mogli je obserwować wprost z pomostu. Poza tym hotel dysponuje dużym terenem rekreacyjnym - dużo zieleni, kwiatów, kwitnących drzew i krzewów, wszystko zadbane, trawka wystrzyżona, żywopłoty przycięte, ciągle ktoś się krząta, a pośród tego kompleks wielu basenów - dla dorosłych i dla dzieci. Pracownicy uśmiechnięci, a 1 dolar od czasu do czasu dla obsługi czyni cuda.
Plaża rzeczywiście długa, trochę jak klepisko, mało sypkiego piachu, ale to chyba dobrze, bo przy silnych wiatrach, a takie tam są, nie wieje piachem po oczach. Miałam wrażenie, że teren jest specjalnie potraktowany walcem, żeby piasku nie wywiewało w pustynię, przy okazji miotąc nim po oczach plażowiczów. Zanim dotrze się do pomostu, mija się dwie laguny, w których można się kąpać, co ważne, gdy na otwartym morzu jest duża fala. Mniejsza laguna ma głębokość do 4 metrów, druga - bardziej rozległa - do 3 metrów. W najgłębszych miejscach tych lagun zamontowane są co kilkadziesiąt metrów koła ratunkowe, by było się czego chwycić. Na całej długości plaży porozstawiano drewniane leżaki, daszki, osłony przed wiatrem, materace. Można było wymieniać plażowe ręczniki na świeże nawet kila razy dziennie. Dla mnie było super.
Na recepcji, gdy się kwaterowaliśmy w dwie pary, daliśmy 10 dolarów napiwku, czyli po 5 na parę i dostaliśmy super pokoje, umiejscowione chyba najlepiej w całym hotelu - z tarasami wychodzącymi wprost na ukwiecony trawnik, dalej (około 25 metrów) basen i "wodopój" czyli bar z drinkami - pokoje te mają numery zaczynające się od 400. Na pierwszym piętrze nad nami pokoje miały numery od 500, a na drugim od 600 i te były chyba najsłabsze, bo nie wszystkie miały balkon. Standard pokoi całkiem dobry, codzienne sprzątanie, wymiana pościeli, duża butelka wody mineralnej. Wyposażone w duży telewizor, czajnik bezprzewodowy, deskę do prasowania i żelazko. Najsłabsze ogniwo, to łazienka. Wprawdzie czyściutko, sprzątanie codziennie, wymiana ręczników, ale widoczne już ślady zużycia. Jednak podobno w Egipcie nawet najwyższy standard hotelu nie gwarantuje wysokiego standardu łazienek.
Z naszego pokoju mieliśmy blisko do lobby i restauracji, a jednocześnie był to zakątek chyba najbardziej kameralny w całym hotelu. W budynku głównym pokoi jest dużo więcej i tym samym dużo więcej ludzi tłoczyło się nad basenami w centralnej części ogrodów. Poza tym na terenie hotelu znajdują się oddzielne bungalowy z kilkoma pokojami (naliczyłam około 90 takich budyneczków rozmieszczonych na kilku tarasach), ale stamtąd dość daleko do restauracji i basenów, trochę bliżej do plaży. Czyli co kto lubi.
Ci, którzy w opiniach pisali, że jedzenie monotonne i byle jakie, moim zdaniem grzeszą. Ciekawa jestem, co ci ludzie jedzą w domach. Trzy posiłki dziennie, zawsze duża ilość dań na ciepło: ryba, drób, wołowina, pieczone ziemniaczki, zapiekanki makaronowe. Kalmary i falafele, smażone w głębokim tłuszczu makaron z dodatkami lub omlety wprost z patelni, ryż w różnych postaciach, warzywa z grilla - cukinia, bakłażany, brokuły, kalafiory, marchewka, okra, te same również gotowane na parze, gulasze warzywne, jajka na różne sposoby (na twardo, sadzone, jajecznica, wspomniane wcześniej omlety), zupy, duża ilość różnorodnego pieczywa, zimnych przekąsek, surówek i sałatek, świeże owoce (banany, pomarańcze, mandarynki, grapefruity, melony, daktyle, truskawki, granaty), nabiał, wędliny, marynaty, oliwki, limonki, cytryna, sosy i przyprawy w dużej ilości i różnorodności, ciasta, słodkie bułeczki, budynie, leguminy, chałwa, ciasteczka. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego ludzie wypisują bzdury, że tam nie ma co jeść. Do tego drinki, piwo, soki, napoje, kawa, herbata, jogurty. Co chwilę donoszą nowe półmiski i pojemniki - gdy tylko coś się kończy, zaraz jest uzupełniane. Jednak wierzę, że w sezonie, gdy hotel ma pełne obłożenie, może być problem ze znalezieniem miejsca przy stole w godzinach szczytu posiłkowego. Wówczas chyba lepiej przychodzić albo na samym początku wyznaczonego czasu, albo na sam koniec.
Na terenie hotelu znajdują się: amfiteatr, plac zabaw dla dzieci, SPA, kilka restauracji a la carte, bary, na plaży beach bary z napojami i przekąskami - te bary w ramach all inclusive. Można wykupić sobie masaże, zabiegi w salonie piękności itp. Po ośrodku kręcą się animatorzy, prowadzą w różnych miejscach naukę tańca, aqua aerobik i takie tam. Są też animacje specjalnie dla dzieci, a dla dorosłych wieczorne pokazy (taniec brzucha, wirujący derwisz, fakir), dyskoteki itp.
Można pograć w siatkówkę, piłkę wodną, mini golfa, ping ponga. Jest wypożyczalnia sprzętu wodnego, sklepiki. Rezydentka odwiedza hotel 2 razy w tygodniu - w środy i w soboty. Jeśli chodzi o moją opinię - jestem zadowolona i mogę z czystym sumieniem polecić ten hotel (w szczególności pokoje z numerami od 400). Nie wiem jak jest w bungalowach i w budynku głównym. Hotel znajduje się dość daleko od centrum Hurghady, co dla jednych jest pozytywem, dla innych niekoniecznie. Ale taksówka za 2 dolary zawiezie, gdzie trzeba. Hotel dobry dla par i rodzin z dziećmi. Rozległy teren sprawia, że biegających i krzyczących dzieci nie widać tak bardzo, więc nie są uciążliwe. Każdy może znaleźć dla siebie zaciszne miejsce z dala od innych ludzi.
*****
Wycieczkę statkiem opiszę przy innej okazji. Mam jeszcze zaległości z opisaniem wycieczki do Meksyku.
O kurczę!!!! Ale ci zazdroszczę. Opisałaś to tak zachęcająco, że chciałoby się tam pojechać choćby zaraz. Może kiedyś.........
OdpowiedzUsuńNie zazdrościć, tylko jechać! Egipt jest tani, lot trwa krótko, pogoda zawsze dopisuje. Polecam!
UsuńProszę jaki wypoczynek, aż chce się pojechać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Odpoczywaj
https://zolza73.blogspot.com/
Odpoczęłam znakomicie, opaliłam się, wygrzałam na słońcu stawy i kości, pozwiedzałam, popływałam. Jest super!
UsuńSerdeczności :)
Zamknęłam oczy i rozmarzyłam się...po takim relaksie ciężko wrócić do rzeczywistości!
OdpowiedzUsuńOj, ciężko... ale gdy spojrzę w lustro na swoją opaleniznę, to od razu mi lepiej :)
UsuńZ wylewnością bym nie przesadzał.
OdpowiedzUsuńb
A tu z innej beczki /Młynarskiego/:
OdpowiedzUsuńPewien bas bellcanta eks - król
poczuł raz frustrację i ból
że już dziś, co za wstyd
nie zachwyca nim się nikt
lecz ten bas, niech każdy to wie
mówić "pass" nie myślał, o nie!
walczyć jął niby lew
by świat wielbił jego śpiew
Ludzie, co nie odróżniali
La Palomy od La Scali
przerażeni przystawali
słuchając jak bas
co dzień, raz po raz
bellcanto doskonali
(śpiew basa - forte)
Mijał czas w czekaniu na cud
a nasz bas mizerniał i chudł
ale wciąż, co za wstyd
nie zachwycał nim się nikt
aż się raz odmienił spraw bieg
z nieba zszedł Puccini i rzekł:
po coż cię trafia szlag
spróbuj basie śpiewać tak
Ludzie, co nie odróżniali
La Palomy od La Scali
zachwyceni przystawali
a potem hop - siup
stworzyli fan - club
i piano w nim śpiewali
(śpiew basa - piano)
Jako morał, co dzień rano
powtórz sobie prawdę znaną
ale rzadko stosowaną:
nie zawsze twój bas
dociera do mas
czasami trzeba piano.
b
Czarownico no i fajnie, że wypoczęłaś i naładowałas akumulatory!
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę :)
UsuńNie wiem czy jakiś przewodnik po turystycznych trasach mógłby lepiej to ująć.
OdpowiedzUsuńPiękny urlop w pięknych miejscach. Ciekawe jak tam kwitnie życie towarzyskie?
Pewnie jak wszędzie, jak chcesz wesoło żyć to i będziesz
Jak najbardziej kwitnie. Poznałam bardzo fajnych ludzi, wymieniliśmy się danymi kontaktowymi, a jak się ktoś chciał bawić, to miał po temu wiele okazji :)
UsuńParę razy skorzystałem jeśli chodzi o wyjazdy z Rodzicami z opinii w Sieci i także widzę dziwną manię oceniania największej dupereli na minus. Dziwne to, bo jeśli ktoś ma wielkie wymagania, to może wydając dwa albo trzy razy więcej czuć się jak pan i władca. Do tej pory mogę jedynie narzekać nieco na cykady w Turcji, bo nie dawały zbytnio odpocząć. A reszta rzeczy była zawsze mniej czy nieco dalej od opisów, jednak nie zniechęcało mnie to zupełnie do wyjazdów ani nic.
OdpowiedzUsuńW tej mojej bibliotece na szczęście sporo jest nowych książek, a nawet przy starszych nie ma tak często problemu z podkreśleniami czy obrazkami jakimiś. Też nie mam właściwie miejsca na książki już, dlatego wolę wypożyczać. Mam czytnik e-booków, jednak bardzo budżetowy, niektóre formaty są obsługiwane bardzo źle.
Pozdrawiam!
Ja ostatnio sporo jeździłam. Owszem, jedzenie jest ważne, ale przy obciążających wyjazdach, kiedy człowiek dużo się rusza, zdobywa góry czy piramidy, pokonuje pieszo kilometry, nie dosypia, ale nawet wtedy żarcie nie jest najważniejsze. Ja w gruncie rzeczy zadowalam się tym, żeby było świeże, a już co to jest, mnie mniej interesuje, byle nie chodzić głodna i się czymś nie struć.
UsuńPozdrawiam :)
Ciekawie opisałaś swój popyt w Egipcie uzupełniony o obserwacje dziwnych wymagań turystów polskich. Przecież głodu nie ma, a ocena pobytu w którymkolwiek kraju dotyczy głównie jedzenia. To pojechał po to, by sobie pojeść? Znam też takiego, który nie wychodził z hotelu, bo piasku nie lubi, a tam był wszędzie, nawet w powietrzu.Smutna prawda jest taka, że niektórych podróże niczego nie nauczą, najwyżej pojedzą sobie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Najwyraźniej u niektórych tak bywa. Owszem, na wyjazdach zdarzają się mankamenty, ale dla mnie najważniejsze jest, że widzę cos nowego, poznaję inne kultury i ich dorobek cywilizacyjny, poznaję ludzi i ich folklor, zwyczaje, religie, a przy okazji spotykam wśród wycieczkowiczów tak fajnych ludzi, że pozostajemy w kontakcie po zakończeniu wycieczki. To są sprawy istotne, a nie to, ile było żarcia, czy jakie były łazienki w hotelach. Serdeczności :)
UsuńCieszę się, że wyjazd był udany, Czarownico!
OdpowiedzUsuńCzasami też marzy mi się taka wyprawa. Ale boję się jechać... Jestem pechowcem, zaraz by mnie zemsta faraona dopadła!
E tam, z tego co wiem, zakonserwowani jesteście cała Waszą paczką. Wystarczy nie przerywać procesu i zemsta faraona nie dopada.
Usuń:-)))))
Widocznie osoby narzekające na wyjazdy zagraniczne nie czerpią z nich nic poza zbieraniem minusów do obsmarowania organizatora. Mam podobnie z jedzeniem, choć zależy też o jakiej formie zwiedzania mowa, bardziej stacjonarnie czy mobilnie, wtedy kwestia jedzenia może być rozwiązana w różny sposób.
OdpowiedzUsuńStaram się wrócić do programu GIMP, kiedyś miałem zajęcia o nim, choć o wcześniejszej wersji (i to dużo) niż ta co teraz mam. Mam nadzieję, że jakoś podstawowe działania ogarnę i będę miał z tego trochę zabawy.
Pozdrawiam!
Eh, jakże ja bym chciała mieć wakacje w listopadzie i lutym...
OdpowiedzUsuńA tak, mogę sobie tylko pomarzyć.
Byłam w Egipcie dawno temu, ale jeszcze tam wrócę.
I rozumiem Twój powrót do rzeczywistości. :)
Kochana, ponieważ mam roczny urlop zdrowotny, to wykorzystuję na maksa, by wygrzać stare kości i bolące stawy. Gdy wrócę do rzeczywistości, znowu będę ograniczona tylko do wakacji, a wtedy to nie są temperatury na zwiedzanie Egiptu i tym podobnych państw, bo upiec się można.
UsuńMoja Ciocia była w Egipcie i jedzenie zachwalała i wszystko. Też byli z biura Rainbow. Ja byłam z mężem w Rzymie sami i też nam się podobało. Mnóstwo rzeczy zobaczyliśmy bez pośpiechu. Nie lubię jeździć na organizowane wycieczki właśnie dlatego że wszędzie trzeba pędzić na złamanie karku.
OdpowiedzUsuń