Wiersze

Tu znajdziesz moje wiersze i te nostalgiczne, i te satyryczne, i te, które mogłyby stać się piosenkami, gdyby ktoś napisał do nich muzykę. Są tu wiersze białe, są też "kolorowe" czyli rymowane i rytmiczne, gdyż w moim pojęciu rytm i rymy dodają wierszom barw.

Zapraszam do lektury. Będę wdzięczna za podzielenie się ze mną wrażeniami i pozostawienie komentarza na dole strony z dopiskiem, którego wiersza dotyczy. Jeśli nie masz konta i logujesz się jako "Anonimowy", zostaw w komentarzu swoje imię lub nick. Dziękuję



   Jestem Polką!

Polką jestem, patriotką nie tylko w teorii
Toteż mojej zgody nigdy na to nie będzie,
By wbrew prawdzie i faktom, świadectwu historii
Opluwano nas podle i kłamano wszędzie

Nie! Żaden naród nie jest krystalicznie czysty
Ani jeden jedyny zawsze ciemiężony
Żaden też punkt widzenia nie jest oczywisty
Ale każdy z medali ma dwie różne strony

Czas uderzyć się w piersi narody „wybrane”
By rozliczać Polaków bez refleksji cienia
U was wszystko tak pięknie jest pozamiatane
Pod dywany podłości i przeinaczenia.

Nie, nie będę się kajać, przepraszać, bo za co?
Będę walczyć o prawdę, o honor i pamięć
Wszyscy winni, niech w końcu za winy zapłacą
Dosyć już bezkarnego plucia oszczerstwami!

Jestem Polką, tu rosłam, tu ród mój i ziemia
Udręczona, deptana butami żołdaków,
Okradana, latami bez granic, imienia
Ale silna duchem, wolna śpiewem ptaków

Świat pogubił się, nie wie - kto kat, kto ofiara
Jakże łatwo na innych zrzucać winy własne
Ale wierzę – za podłość przyjdzie kiedyś kara


Miejcie to na uwadze – wy, umysły ciasne!

                              *****

Pegaz – zniewolenie

Chcesz wzlecieć – podetną ci skrzydła
Chcesz działać – ostudzą twój zapał
Myślom i słowom nałożą kaganiec

Jeśli się poddasz – już nigdy nie pofruniesz
Nie podskoczysz nawet
Nikogo nie wzruszy
Bezowocny trzepot twoich skrzydeł
Na uwięzi

Twój zapał zgaśnie
A marzenia spłoną jak kosmiczne drobiny
W atmosferze zawiści, absurdu, niezrozumienia

Wychłodzony entuzjazm
Soplem lodu się stanie
I stracisz zdolność odczuwania

Pamiętaj
Myśl zniewolona umiera w samotności
Nie pozwól, znajdź siłę
Bądź i walcz
Możesz


Upał

Lepkie powietrze skrapla się w płucach.
Zapach przetrawionej benzyny drażni nozdrza.
Spocony beton skarży się drzewu,
domaga się cienia.
Skwer dyszy przykurzoną zielenią.
Niebo wisi nad głowami,
jest brzemienne.
Wiatr wysechł.

Ławeczka.
Chwila wytchnienia.

Słyszę, jak fontanna droczy się ze słońcem
milionem szemrzących,
rozmigotanych
tęcz.


Brzoza

W płucach spaliny
W uszach klaksony
Ciężar pogoni za ułudą
Bezżycie asfaltu
Niemoc betonu
Twoja niemoc

Idź do lasu
Wyjdź na łąki
Zagarnij ku sobie
Błękit i zieleń

I przytul brzozę

Poczuj pod palcami
Białą gładkość
Wsłuchaj się w puls
Krążącego w pniu życia
Pierwotnej mocy
Czerp z niej siłę
Nadzieję

Jeszcze nie wszystko umarło
Ty żyjesz
I ona - brzoza
Czuwa nad tobą
Jak anioł


Kres

Dostojny marsz Chopina wybrzmiewa koślawo.
Helikon gubi dźwięki. Jest zmęczony.

Prostokąt przycięty na wymiar już czeka.
Okoliczne krzyże wyciągają ramiona,
witają bezgłośnie.

Prostokąt wypełnia się i wybrzusza.
Nie protestuje.

Zostaje już tylko bolesna wyrwa
w sercach tych wszystkich,
których opuszczasz...


Ballada o pewnym czarodzieju

Dzisiaj w miasteczku naszym wielkie święto!
Zbiegły się na rynek mieszkańców zastępy,
Bo dzisiaj na słupach afisze rozpięto,
Ze magik przybył na gościnne występy!

Wybuchła euforia, rozbłysły uśmiechy –
Dotychczas w miasteczku nikt nie występował,
A lud nie zaznawał nijakiej uciechy,
Skromnie żył i uczciwie dla kraju pracował.

Mag wstąpił na podium, rozłożył swój kramik,
Spojrzał na zmęczone, poszarzałe twarze...
Tłum drgnął i zaszemrał, poczym zamarł, zamilkł
I w napięciu czekał, co magik pokaże...

A on się uśmiechnął i skinął pałeczką
I wtem rzecz się stała nieoczekiwana!
W proch się obróciło calutkie miasteczko,
A ludzie w strachu padli na kolana!

I wtedy czarodziej skinął po raz wtóry:
Pałace wyrosły w miejsce domów starych.
Miały wielkie okna i solidne mury.
Ludzie oczy tarli, nie dawali wiary.

Skinął po raz trzeci – ubiory bogate
Spowiły zebranych, wprawiły w zdumienie,
A każdy w zachwycie oglądał swą szatę –
Złociste tkaniny! Szlachetne kamienie!

Tłum w ogromnym szczęściu bawił się, radował,
Każdy pobiegł w końcu do pałacu swego,
A czarodziejowi nikt nie podziękował!
Zostawili maga na rynku samego!

Ten posmutniał wielce. Poszedł swoją drogą
I na wdzięczność ludzką już wcale nie liczył...
Szedł piechotą, albowiem nie było nikogo,
Kto by mu na drogę choć konia pożyczył!

A w miasteczku ludzie spanieli, roztyli,
Nikt jakoś nie myślał, by wziąć się za pracę.
Gdy bogactwa swoje przejedli, przepili,
W gruzy się rozpadły cudowne pałace.

Więc wszyscy przycichli, trochę spokornieli,
Wieść zaczęli znowu bardzo skromne życie,
Wciąż mając nadzieję, że którejś niedzieli
Znów świętować będą magika przybycie...


Perpetuum mobile

Patrzysz na nią.
Jest piękna.
Twoja duma!
Twoja radość!

Niesforny kosmyk poddaje się wiatrowi.
Do twarzy jej z tym.
To młodość radośnie wymyka się spod kontroli.

Słucha, ale i tak zrobi po swojemu.
Po co jej twój bagaż?
Musi mieć swój!

Zgubi parę piórek,
rozmasuje siniaki,
ale skompletuje własny zestaw podróżny.

A kiedy już i ona
będzie staranniej przyczesywać włosy
„Mamo, nie zrzędź!” – rzuci jej córka,
założy nowe kolczyki „prawda, że śliczne?”
zakręci się przed lustrem
i odfrunie
jak kolorowy motyl.


Ballada o szarych ludziach

Szary wieczór. Otuleni szarym zmierzchem
Na przystanku stali cicho on i ona,
Lecz ostatni tramwaj jeszcze nie nadjeżdżał.
On nieśmiały, ona jakaś zagubiona.
Tak wtopieni w szare tynki starych domów
Wzrok wlepili w chodnikowe, szare płytki.
Ona – zwykła szara mysza, niepotrzebna już nikomu,
On przeciętny, szarobury, raczej brzydki.

Wielki smutek z nich wyzierał - na wskroś szary.
Szare płaszcze spowijały szare ciała.
On niemłody, chudy, pozbawiony wiary,
Ona też niemłoda, krucha i zgorzkniała.
Szare twarze wyrażały szarość życia.
Nagle słowik im zakląskał nad głowami.
W jej cudownie szarych oczach on zobaczył gwiazd odbicie,
I rozbłysło wszystko nagle kolorami.

Szary ptaszek, niepozorny, gdy zaśpiewał
Cała szarość gdzieś przepadła w jednej chwili.
Znów zielenią zaszumiały szare drzewa,
Oni w siebie się z zachwytem zapatrzyli.
I poczuli się na nowo tacy młodzi,
Zasłuchali się w słowicze trylowanie...
I choć ten ostatni tramwaj wciąż uparcie nie nadchodził
Przyszła miłość, tak po prostu, niespodzianie.


Toksyczna miłość

Chcesz jaskółką nurzać się w błękicie,
Siedzisz w klatce, spętane masz skrzydła.
Pragniesz nad życie,
Kochasz nad życie,
A to życie złapało cię w sidła!

A im wyżej ku słońcu chcesz wzlecieć,
Tym boleśniej spadasz z wysokości!
Schniesz z tej miłości
Cierpisz z miłości,
Czujesz się najsamotniej na świecie.
Niepotrzebna taka miłość, która niszczy!
Niepotrzebna taka miłość, która boli!
Nawet gdy się wyzwolisz
Z uczuć swych niewoli,
Będzie ci trudno podnieść się ze zgliszczy!

Znajdź więc siłę, by powstać z popiołów,
By posklejać z kawałków swe serce!
Dość poniewierce!
Życie w rozterce
Bywa cięższe niż kamień i ołów.

Niepotrzebna taka miłość, która niszczy!
Niepotrzebna taka miłość, która boli!
Nawet gdy się wyzwolisz
Z uczuć swych niewoli,
Będzie ci trudno podnieść się ze zgliszczy!


Noc

Siądź przy mnie nocą księżycową,
Czule obejmij mnie ramieniem,
Szepnij do ucha ciepłe słowo,
Bądź mi ostoją, ukojeniem.
Nie odchodź, zostań ze mną jeszcze,
Spójrz w niebo skrzące się gwiazdami,
I razem z meteorów deszczem
Rzuć swe marzenia nad polami.
Moje marzenia też pofruną,
Nad łanem zbóż niech wiatr je niesie–
Twoje i moje – błysną łuną,
Zawisną gdzieś w nieba bezkresie.

Marzenia skryte w gwiazd czystym blasku,
W klarownie śpiewnym świetle księżyca
Nabiorą mocy i już o brzasku
Przekroczą dnia granicę
I w dłonie je pochwycę,
Tak piękne jak motyle,
Więc zostań jeszcze chwilę,
Coś zaraz się wydarzy!
Wystarczy tylko marzyć!

A może jednak nie wystarczy?
Nadzieje płonne, krzywe lustro,
W życiu – raz z tarczą, raz na tarczy –
Grymas na twarzy, w sercu pusto...
Marzenia? Dawno już w przecenie!
Na wyprzedaży! Tak codziennie...
Nikt nie jest sobą – jak na scenie –
Wciąż maskarada trwa niezmiennie.
Ty się nie przyznasz do słabości,
Choćbyś gdzieś w kącie płakał skrycie,
Chociażbyś tęsknił w samotności ...
Będziesz twardzielem całe życie!

Człowiek sukcesu nie będzie szczery,
Nie będzie przecież sentymentalny!
On idzie twardo drogą kariery!
Nie może być banalny!
Nie będzie nierealny!
Nie, dzisiaj nie zostanie,
Dziś jeszcze ma spotkanie!
Gdzieś pędzi, za czymś goni...
Zadzwoni?....
Nie zadzwoni!

Tak, więc w kolejną noc samotna
Samotny tydzień rozpoczynam
Pragnieniem ciepła. Myśl przelotna –
Jak długo jeszcze to wytrzymam?
Czy czerpać mam garściami z życia
Pełnego uciech plastikowych
I pośród blichtru, szpanu, picia
Szukać kochanków ciągle nowych?
Życie drapieżne, życie głupie,
Płaskie, gdy tylko forsa w cenie.
Nie! Nie chcę tak! Po moim trupie!
Gdzie przyzwoitość, gdzie sumienie?

Tak ciągle sama, choć wśród ludzi,
Stygnę, gorzknieję, czuję się stara.
Jak mam uczucia twe obudzić?
To ma być dla mnie kara?
Czy za to, że się staram?
Że wciąż cię kochać muszę?
Że zachowałam duszę?
Zatrzymaj się na chwilę!
Zrób dla mnie chociaż tyle!


Czego oni chcą?

Budzisz się
I wstajesz znowu lewą nogą.
Wdepnąłeś w „dziś”,
A tak byś chciał już wdepnąć w „jutro”!
Nowy dzień
Przeraża cię, a swoją drogą,
Nie musisz iść
I wcale ci nie będzie smutno.

Niech się wszyscy odczepią!
Czego oni tak właściwie chcą?!
Czego chcą?!

Pęka ci łeb,
Żołądek oddał skok na główkę.
Choć mleko masz,
To chętnie byś się napił piwa.
Ale ten sklep!
Na krechę nie ma! Za gotówkę!
Co to za twarz
Z lustra spogląda ledwo żywa?

Niech się wszyscy odczepią!
Czego oni tak właściwie chcą?!
Czego chcą?!

Wynurzasz się
Z niebytu nocy, z dziurą w głowie.
Przekrwiony wzrok
Omiata pokój beznamiętnie
Zadziwia cię
Ile wytrzymać może człowiek?!
Kolejny rok
Z życiem w pokera grasz codziennie.

Niech się wszyscy odczepią!
Czego oni tak właściwie chcą?!
Czego chcą?!

To Twój sposób na życie!
Picie, kac, znowu picie!

Czego oni tak właściwie chcą?
Czego chcą?!


Moja kolęda

Hej kolęda! Kolęda!

Narodziło się Dziecię!
Bacznie się rozejrzało,
Co się dzieje na świecie?

Ludzie zasiedli społem
Przy świątecznej wieczerzy.
Kto z tych ludzi za stołem
Szczerze w to Dziecię wierzy?

Kto bliźniego szanuje,
Nie na pokaz ma wiarę?
Kto z pokorą przyjmuje
Za przewiny swe karę?

Kto czci matkę i ojca,
Nie oczernia sąsiada?
Kto dziś nie cudzołoży?
Kto zabija, okrada?

Kto nie pęka z zazdrości,
Nie pożąda dóbr drogich?
Kto jest pełen miłości
Dla tych chromych, ubogich?

Kto nad pieniądz przedkłada
Mir, uczciwość i cnotę?
Komu nieobca zdrada?
Kto nie myśli, co potem?

Kto bliźniemu funduje
Czasy wojny, bezprawia?
Kto niezgodą rujnuje?
Kto w potrzebie zostawia?

Rozejrzało się Dziecię,
Zadumało się skrycie...
By odkupić zło wszelkie,
Przyjdzie Mu oddać życie.

Ale dziś błogosławi
Nas, domostwa i Ziemię
I się wszędy objawi
DOBRO, które w nas drzemie!

Lecz jak długo wystarczy
Zrozumienia, miłości?
Ilu ludzi wybaczy,
Mimo zatwardziałości?

Czy świat lepszym się stanie?
Czy odmienią go Święta?
....................................
Niewygodne pytanie?

HEJ KOLĘDA, KOLĘDA!


Wiosennie i ósmo marcowo

Promyk słońca musnął szybę w moim oknie,
Potem wiatr zamieszał myśli w mojej głowie.
Śnieg już stopniał, w szeptach deszczu tęcza moknie,
Kwitnie kwiat, świergoce ptak, pięknieje człowiek.

Śpiewnie w sercu, ciepło w duszy i na dworze.
Im dni dłuższe, tym spódnice dziewczyn krótsze.
Lecz mój kot niestety, przebrać się nie może.
Będzie musiał nadal chodzić w czarnym futrze.

Patrzę w oczy smutnym ludziom, których mijam
I jak głupia się uśmiecham pełną gębą.
"Zakręcona!" - niech pomyślą i niech piją
Wprost z powietrza radość wiosny tak potrzebną!


Moja modlitwa

Boże, Ojcze tego świata
Ty, Któryś Jest
Stworzycielu i sprawco
Wszystkiego co widzialne
I niewidzialne
Ty, w którego wierzą maluczcy
I podobno też wielcy
Ty, który wiele masz imion
I wielu kapłanów
I świątynie, i księgi święte
Spójrz na nas

Czy ten niedoskonały człowiek
Którego stworzyłeś
Jeszcze Cię interesuje,
Czy może masz ważniejsze sprawy?
Zejdź z obłoków na ziemię
Bądź tu i teraz, i zawsze

Nie pozwól krzywdzić
Wlej w serca życzliwość
Naucz nas drugiego człowieka
Zechcesz?
Możesz?
Potrafisz?

Synu Boży
Który masz się powtórnie narodzić
Na odnowienie świata tego
Czy Ty widzisz
Co się dzieje?
Co robi człowiek bliźniemu swemu
Z imieniem boga na ustach?
Okaż tę moc, którą ponoć posiadasz
W potędze swojej niewinności
Uchroń nas i ten świat
Który pędzi na oślep

Co dla jednych grzechem -
Dla innych sukcesem
Co dla jednych złem -
Dla innych dobrem się jawi
Jak to jest?
Pomóż uporządkować ten chaos
I czuwaj nad nami
Jeśli jeszcze masz tę moc
Jeśli to jeszcze możliwe
Czy może włączyłeś już końcowe odliczanie?


Sprzedawca marzeń – tekst na kampanię wyborczą przydatny dla każdej opcji politycznej


Nie niosę Wam Polleny, Henkela ni Amway'a

Mam dla Was towar lepszy! Nazywa się "nadzieja".

Nadzieja i marzenia, i sny o dobrobycie
Wnet oczy Wam zamydlą, bo pienią się obficie!

Szarości zniknie welon, żyć zaczniesz kolorowo,
Więc kupuj, na co czekasz? Daj skusić się na nowo!

Kupiłeś raz funt marzeń - wart nie był funta kłaków?
Szarlatan Ci to wcisnął, mój towar nie ma braków!

Nadzieja była gorzka? Sen urwał się nad ranem?
Nie kupuj u oszustów! Każ im się wypchać sianem!

Udzielę Ci gwarancji, honoru dam Ci słowo,
Dla Ciebie mam specjalną ofertę wyjątkową!

To towar pierwszej klasy i po przystępnej cenie:
Dwa złote za nadzieję, trzy złote za marzenie.

Wystarczy dla każdego! Mam tego przecież tyle!
Niech kręci się to polskie perpetuum mobile!




Przepraszam za usterki!

Twoja twarz, niczym mapa pogody,
Zapowiada znów gradobicie.
Ciągle burze, zawieje i chłody.
Takie życie! Psia krew! Takie życie!

Chmury ciągną i z prawa, i z lewa,
A o słońcu zapomnieć mi przyszło.
Patrzę na to i krew mnie zalewa,
Że i z tobą, psia krew, mi nie wyszło!

Po cóż znosić wciąż mam twe humory?!
Idź już wreszcie, mam dość poniewierki!
A na drogę
(ja nie mogę!)
A na drogę ci zaśpiewam:
„I’m sorry, so sorry!
I przepraszam, przepraszam za usterki!”

Chciałam czytać ci w oczach jak w księdze.
Nie pozwalasz mi na to, niestety.
Ty chcesz żyć ciągle prędzej i prędzej,
Nie masz czasu na „bajdy i bzdety”.
Cóż, niech będzie jak chcesz, wolna droga!
Nie zatrzymam cię prośbą, ni siłą.
Nie licz na to, że będę cię błagać!
Dziwne, co? Ale wręcz mi ulżyło!

Po cóż znosić wciąż mam twe humory?!
Idź już wreszcie, mam dość poniewierki!
A na drogę
(ja nie mogę!)
A na drogę ci zaśpiewam:
„I’m sorry, so sorry!
I przepraszam, przepraszam za usterki!”

Gdy już pójdziesz, usiądę przy kawie,
Zamknę oczy, uśmiechnę się szczerze,
Przecież ja takich gości nie trawię!
Co ty tutaj robiłeś, frajerze?!
Wreszcie wolna! – tak powiem do siebie.
Sama sobie okrętem i sterem!
Wszystkie znaki na ziemi i niebie
Potwierdzają, że jesteś frajerem.

Jestem pewna, że będzie mi lepiej!
Dał mi w kość zrzędny twój charakterek!
Ruszaj w drogę!
(ja nie mogę!)
A gdy wyjdziesz to zaśpiewam:
„I’m happy, so happy!
Może znajdziesz gdzieś kogoś bez
usterek!


Jestem

Tu i teraz
Niech tak zostanie

Oskorupiona
Układam
Mozaikę ze wspomnień

Czas stanął przed drzwiami
Chce wyjść

Nie pozwolę

Wystarczy
Że ty odszedłeś

Niech sobie płynie
Ale tam
Na zewnątrz

Cudzy czas

Mój jest tu
Ze mną
Zamknięty w starych fotografiach
Internowany

I cóż
Że i tak ucieka
Po kryjomu

Przez dziurkę od klucza
Sączy się do świata
Po cichutku
Niezauważalnie

Udaję
Że tego nie widzę
Nie czuję

Nie nakręcam już zegarów
Wyrzuciłam lustra

Ale jestem
Jeszcze jestem
Czekam


Którzy nam zawinili…

Bolało, był żal
Dużo żalu
Niechęć w sercu
Pielęgnowana, podsycana
Bez przebaczenia

Potem oczekiwanie
Na jakiś gest
Na "przepraszam", "wybacz"
Na jakąś normalność bez złości

Potem lata ciszy
Ale nie zapomnienia

I nagle śmierć odbiera ostatecznie
Szansę na pojednanie
Tak z zaskoczenia
Dopada cię smutek
I choć wszystko wraca jak żywe
Wybaczasz
Dziwne?
Może tak
Może nie

Odszedł nie tylko człowiek
Ale i kawał twojego życia
Nikt i nic już nie zmieni scenariusza
Dokonało się


… [*] …

Zapadłam się w ciszę
Zadumana nad sensem istnienia
Życie nas nie oszczędza
A śmierć nie wybiera

Nie rozpaczam
Ale jest mi smutno
Tak po prostu
Po ludzku
Smutno

Ktoś odchodzi
Zostają wspomnienia
Zachowam tylko te dobre
Tak lepiej


Refleksje w czasie zadumy

Nie chcę umierać w białej pościeli
Na świadomości krańcu,
By moją niemoc wszyscy widzieli...
Ja pragnę umrzeć w tańcu,
Ciągle w podróży, ale spełniona,
Radosna i uśmiechnięta!
I właśnie taką mnie, kiedy skonam,
Każdy niech zapamięta.


Nostalgicznie

Lato odlatuje na bocianich skrzydłach,
wakacyjny rwetes wybrzmiewa,
gaśnie wraz z ostatnim krzykiem żurawia.

Kluczem ptaków niebo otwiera drzwi chmurom.
Są ciężkie i nabrzmiałe.

Rozgrzany słońcem piach chłonie wodę,
łapczywie chwyta krople deszczu,
nienasycony woła o jeszcze!

Chłodno.
Dzień otula się kołdrą
i coraz wcześniej udaje się na spoczynek.
Noc pachnie wilgocią.

Zamknęłam trochę lata w słoiku.
Zaklęte w słodyczy truskawek
przypomni mi o sobie zimą.

A jesień już stoi u progu.
Na razie nieśmiała,
delikatnie rumieni liście,
złoci się rżyskiem na polach,
kwitnie astrem w ogrodzie.

Za chwilę
pozwoli kasztanom uchylić kolczaste przyłbice.

Pustoszeją plaże,
w zamian
grzyby bawią się z ludźmi w chowanego.

- Mam cię! - zawołasz raz, i drugi, i trzeci,
a wieczorem twój dom
wypełni się zapachem suszonych borowików.

Babie lato wplącze się we włosy,
zalśni srebrną nitką.
Wiatr wysmaga ci twarz
i pomarszczy tak, jak marszczy kałuże.

Zerkniesz w lustro...

Jesień idzie...
Nic jej nie zatrzyma...

I chociaż potrafi być piękna,
To jednak szkoda lata...


Szczęście

Tak naprawdę, nie potrzeba mi nic więcej
Bo wystarczy, kiedy jesteś przy mnie blisko,
Czuję twoje delikatne, ciepłe ręce,
Wiem na pewno, że już mam naprawdę wszystko.

Lubię, gdy przynosisz kwiaty,
Bo to  miło, że pamiętasz
Nasze wspólne ważne daty
I o moich małych świętach.

Moja dusza koncert gra, jak z partytury.
Milion dźwięków leci w przestrzeń aż do słońca.
Jestem silna! Mogę poprzestawiać góry!
Ja przy tobie, a ty przy mnie – tak do końca.

Nie potrzeba mi i kwiatów,
Chociaż miło, gdy pamiętasz
Nasze wspólne ważne daty
I o moich małych świętach.

Tak naprawdę, nie potrzeba mi nic więcej.
Mam już wszystko: czuły dotyk twoich dłoni,
Twoje oczy, twoje usta, twoje serce
I nie muszę nigdy już za niczym gonić.

Ty przynosisz czasem kwiaty
Bez okazji, choć pamiętasz
Również nasze ważne daty
I o moich małych świętach.

Za to wszystko ci dziękuję.
Za tę czułość, ciepło, serce!
Bo naprawdę tak to czuję -
Nie potrzeba mi nic więcej!

Upalny dzień

Po ulicy drugiej stronie
Grzbiet wygrzewa rudy kot.
Leży sobie na balkonie,
Coś nieskory dziś do psot.

Po ulicy drugiej stronie
Rośnie lipa, pod nią gość
Zimne piwo ujął w dłonie.
W upał piwa nigdy dość!

Po ulicy mojej stronie
Właśnie się rozgościł cień.
Mogę otrzeć z potu skronie,
Oj, gorący mamy dzień!


Pierniczewo - tekst w sam raz na balladę lub jakiś protest song...

Trzy mile gdzieś za Pcimiem Dolnym
Na dróg rozstaju skręcisz w lewo,
Jeszcze godzinkę krokiem wolnym...
I ujrzysz napis „Pierniczewo”
Przy małym rynku domów parę,
Fryzjer, apteka, sklep, piekarnia,
Jest też i bar, a przed tym barem
Leniwie wznosi się latarnia.
W jej nędznym świetle widać cienie
Tych, co się snują chwiejnym krokiem.
Tu życie sączy się niezmiennie,
Za rok tak będzie – jak przed rokiem.

Tu wszystko wszystkim spierniczało,
Na krechę robią tu zakupy,
Byle do jutra się przetrwało,
Nie warto przecież ruszać dupy!
Bo w końcu przecież jakoś będzie,
Coś się ukradnie, coś się sprzeda.
Ksiądz da pokutę, coś poględzi,
W końcu rozgrzeszy – wie, że bieda.

Po bramach stoją już od świtu
Ci, co od dawna nie trzeźwieją.
Nie mają rent, ni emerytur,
Piją i dalej pierniczeją.
Tu nawet dzieci się nie rodzą,
Bo młodzi pryśli stąd w pośpiechu,
A starzy do kościoła chodzą,
Bo on ostatnią ich pociechą.
A po kościele siedzą w barze,
Topią w kieliszku swoje smutki.
Brak im nadziei, brak im marzeń,
Tak pierniczeją od tej wódki.

Tak oto w naszym Pierniczewie
Życie się sączy, a nie płynie.
Dlaczego? Nikt tu tego nie wie!
O czyjej można mówić winie?
Tu w lepsze jutro nikt nie wierzy.
Wszystkim już wszystko spierniczało.
Im już na niczym nie zależy....
A takich miejsc wcale niemało...


Stara kobieta na zadupiu

Daleko gdzieś od gwaru miasta,
Gdzie polna droga wyboista,
Gdzie stara wierzba w pejzaż wrasta,
Znalazła swą życiową przystań.
Nic to, że ręce spracowane,
Że chusta siwe włosy skryła,
Że twarz bruzdami poorana
Jak ziemia ta, dla której żyła.

Siedzi na progu swojej chaty
I w niebo wdowi wzrok wpatruje.
Wie, że prawdziwie ten bogaty,
Który niewiele potrzebuje.
Bo jej bogactwem ptaszek mały,
Który co rano słodko śpiewał,
Kłosy, co w polu dojrzewały,
Kwiaty w ogródku, łąki, drzewa.

Bogactwem jej są teraz dzieci,
Których gromadkę wychowała.
Choć rozjechały się po świecie,
Wciąż o nią dba rodzina cała.
Bo sztuką jest, by przeżyć życie
Godnie, spokojnie i uczciwie,
I w codzienności, pracowicie
Budować szczęście, kochać tkliwie.

Cicha i skromna siedzi w progu
Z dala od zgiełku tego świata
Co dzień dziękując Panu Bogu,
Że w zdrowiu żyła długie lata.
Niedługo dom zatętni gwarem,
Znowu przytuli swe wnuczęta -
- Są dla niej najcenniejszym darem,
Gdy przyjeżdżają tu na święta.

"Zadupie" - powie ktoś światowy -
- Głupia, że życia nie użyła".
Ona ku niebu wznosi głowę
I jest szczęśliwa. Zawsze była.



***********************************************************

Oto jak odebrała wiersz Norwida "Moja piosenka" pewna prządka, która oburzyła się już po przeczytaniu pierwszych dwóch wersów - czyli jak każdy na swoją modłę wiersz może zrozumieć:

"Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie..."

Chcesz mi chyba dokuczyć, poeto!
Moja przędza bez skazy,
Więc zaniechaj obrazy!
Pomówieniom twym stanowcze veto!

Runo czarne - nić czarna,
Co nie znaczy, że marna,
Skręt ma mocny, jest równa i gładka!
Moja nić z tego słynie,
Że najlepsza jest w gminie!
Tego fachu uczyła mnie matka!

Bez słów wielkich, po prostu
Powiem ci prosto z mostu:
Kindersztuby ci brak, wierszokleto!
Wziąłbyś się do roboty
Zamiast pisać głupoty
I ubliżać uczciwym kobietom!





***********************************************************************

Była kiedyś na naszych bagnach kawiarenka artystyczna "Bohema", którą prowadziła moja znajoma czarownica - Alicja. Piękne miejsce o wspaniałej atmosferze przyciągało rzesze niespokojnych i zagubionych dusz, szukających czegoś innego niż otaczająca nas komercja.

Nie ma już tej kawiarenki... szkoda... Przegrała w końcu z komercją... Teraz sprzedają tam kebab! Świętokradztwo!

Klimat tego miejsca opisałam niegdyś w wierszu, którego ostatni wers brzmi "Zajrzyj więc czasem do Alicji". Niestety nie ma już dokąd zajrzeć...

W krainie czarów, u Alicji

Jest takie miejsce pełne magii,
Gdzie „wczoraj” z „dzisiaj” się spotyka,
Gdzie szepty w cegłach są zaklęte,
Gdzie w starych ramach gra muzyka,
A świec płomienie ogniem błędnym
Pieszczą patynę helikonu,
Który ze ściany patrząc tęsknie
Śledzi popisy saksofonu.

W krainie czarów, u Alicji
Mruczy poezje szafa stara,
Nad tą magiczną atmosferą
Czuwa dyskretnie przodków para,
Która, gdy tylko wyjdą goście
- schodzi z pożółkłej fotografii,
Zasiada przy starej maszynie
I pisze wiersze– jak potrafi.

Bo tutaj każdy jest poetą,
Bo tutaj wszystko jest muzyką,
Tu czar bohemy, cyganerii,
Tu roni łzę stary helikon,
Wspomina czasy swej świetności
I choć od dawna jest zepsuty,
Gdy wszyscy wyjdą – gra bezgłośnie
Zapamiętane niegdyś nuty.

W krainie czarów, u Alicji
W kątku, po lustra drugiej stronie
Ze starym skrzypkiem gra w duecie
Jazzman na lśniącym saksofonie.
Bo tu się „wczoraj” z „dziś” spotyka –
- coś z awangardy i z tradycji.
W ścianach zaklęta jest muzyka...
Zajrzyj więc czasem do Alicji.





Nocna wachta – miał to być teks do piosenki, ale nikt nie napisał muzyki, więc pozostaje jako wiersz

Gdy słońce schowa się w objęciach
Mrukliwych fal czarnych jak smoła
Na nocną wachtę mnie wywoła
Dzwon okrętowy.
Porzucę wszystkie swe zajęcia
Stanę przy sterze, oddam pokłon
Odbiciom gwiazd, co w morzu mokną
Będę gotowy.

Fregata niechaj fale tnie,
Polarna gwiazda wskaże drogę.
Moja załoga sprawdza mnie,
A ja dziś zawieść jej nie mogę.

Niestraszny sztorm, niestraszna noc
Gdy w sercu żar, a w rękach moc!
Z odwagi dziś egzamin zda
Dzielny marynarz!
Niechaj załoga smacznie śpi,
Przede mną noc otwiera drzwi.
Gdy minie - pierwszy dotknę dnia,
Świt mnie powita.

Nie zawsze toń jest tak łaskawa,
I wiatr nie zawsze jest w humorze,
Czasami zagniewane morze
Wycisk nam daje
Tu żywioł ustanawia prawa,
I nie przewidzisz, co cię czeka
Nim port przywita cię z daleka
W nieznanym kraju.

Fregata niechaj fale tnie,
Polarna gwiazda wskaże drogę.
Ta nocna wachta lubi mnie,
I ja - nie lubić jej - nie mogę.

Niestraszny sztorm, niestraszna noc
Gdy w sercu żar, a w rękach moc!
Nie ugnie się przed żadnym złem
Dzielny marynarz!
Załoga jeszcze smacznie śpi,
Odchodzi noc, zamyka drzwi.
Ja pierwszy dziś przywitam dzień
I go zatrzymam.

Bar pod piracką flagą – ta sama sytuacja, co poprzednio

W starym porcie kiepski bar
Ot, spelunka taka
W rumie tu utopisz żal,
Zalejesz robaka.

Nim wyruszysz znowu w rejs
Dziewczyna portowa
Za kolejkę otrze łzę,
Przytuli bez słowa.

Ona czułe serce ma,
Chociaż kupczy ciałem.
W czym jest lepsza od niej ta,
Którą tak kochałeś?

Ref.:

Porzuciła cię dziewczyna,
Zostawiła krótki list:
„Już nie mogę dłużej, wybacz,
Nie chcę wciąż w rozłące żyć!
Chcę mieć dom, rodzinę, dzieci,
Męża, co by przy mnie trwał.
Ty wybrałeś morskie fale,
Słoną wodę, sztorm i szkwał.
Jestem młoda i z tęsknoty
Nie chcę miesiącami schnąć!
Więc odchodzę, mam innego.
Żegnaj i szczęśliwy bądź!”

Zostawiła cię jak psa!
Wyjdzie za doktora!
To od niego ciuchy ma,
I perfumy Diora.

”Pod piracką flagą” rum
Uderza do głowy
Teraz chcesz być tutaj sam
Rozbitku życiowy.

Jutro w żagle chwycisz wiatr
Poniosą cię fale,
Honor twój jest więcej wart –
- nie zatęsknisz wcale.

Ref.:

Nie zatęsknisz za dziewczyną
Co zostawia taki list:
"Już nie mogę dłużej, wybacz...
Nie chcę wciąż w rozłące żyć..." itd.


Będę tu – do tego tekstu piosenka już powstała. Wykonuje ją romska grupa Nazir

Twoje oczy śmieją się
Choć stare zdjęcie pokrył kurz
Nie ma Cię
Jesteś snem...
Gdy odeszłaś zamarł czas.
Zegarów nie nakręcam już.
Jesteś snem,
Tylko snem...
Ref.
Będę tu,
Będę trwał do końca
Jak ze snu
Wrócisz w blasku słońca
Będę tu,
Wezmę Cię w ramiona,
Cała w kwiatach, rozmarzona
Przejdziesz przez mój próg!

Wrócisz tu,
Szepniesz moje imię,
W takim dniu
Czas znowu popłynie
Będę tu,
Wezmę Cię w ramiona,
Cała w kwiatach, rozmarzona
Przejdziesz przez mój próg.

Wnet zapomnę to, co złe,
Choć moja dusza pełna ran.
Uśmiech Twój
Widzieć chcę.
Okaż jeden czuły gest,
A nigdy już nie będę sam
Nie bądź snem,
Tylko snem.

Ref.
Będę tu,
Będę trwał do końca
Jak ze snu
Wrócisz w blasku słońca
Będę tu,
Wezmę Cię w ramiona,
Cała w kwiatach, rozmarzona
Przejdziesz przez mój próg!

Wrócisz tu,
Szepniesz moje imię,
W takim dniu
Czas znowu popłynie
Będę tu,
Wezmę Cię w ramiona,
Cała w kwiatach, rozmarzona
Przejdziesz przez mój próg.
Na pewno będę tu!



Razem w podróży przez życie – kolejna piosenka wykonywana przez grupę Nazir

Jedziemy przed siebie, gdzie oczy poniosą,
Koimy pragnienie to deszczem, to rosą.
Bezkresne przestrzenie i chmury na niebie,
I słońce palące...
Jedziemy  przed siebie...
Ref.:  Nic nas nie powstrzyma,
Nie przerwie podróży,
Ni śnieżna zadyma,
Ni noc, co się dłuży.
Czy lato, czy zima –
Jedziemy wytrwale!
Zawsze przed siebie, wciąż dalej i dalej!

Ja zawsze z tobą, ty zawsze ze mną.
Nawet, gdy zimno, nawet, gdy ciemno.
Przestrzeń nas wzywa!
Jedziemy przed siebie...
Tak życie upływa –
My wciąż obok siebie!

Ref.:  Nic nas nie powstrzyma,
Nie przerwie podróży,
Ni śnieżna zadyma,
Ni noc, co się dłuży.
Czy lato, czy zima –
Jedziemy wytrwale!
Zawsze przed siebie, wciąż dalej i dalej!


Cygańskie granie

Ten tekst nadal czeka na muzykę, nikt go nigdy nie wykonał, choć napisałam go na zamówienie. Owszem spodobał się, ale chyba był zbyt skomplikowany dla wykonawcy, bo nie zlecił napisania doń muzyki. A może zlecił, tylko nikt się nie podjął - tego nie wiem.
No niestety Romowie wolą chyba prościutkie teksty disco-polo bez tak skomplikowanych słów jak "woal", "woń", "łkanie" czy "Wielki Wóz" ;)

Noc przykryła błękit nieba czarnym szalem,
Potem na nim rozrzuciła gwiazd cekiny.
Księżyc patrzy w jezior lustra, niezmącone jedną falą
I zakłada na pół twarzy woal siny.

Gdzieś w oddali słychać tęskne łkanie skrzypiec,
Las rozsiewa słodką woń dojrzałych malin.
Wielkim Wozem wnet odjedzie ustrojony kwieciem lipiec,
A Cyganie na gitarach będą grali.

Gwiezdny pył na końskich grzywach,
Parna noc,
Ogniska żar,
Ta melodia niecierpliwa
Ma taką moc!
Ma taki czar!


A melodia czułym strunom się wymyka,
Żyć zaczyna swoim własnym, nowym życiem -
- Ktoś otwiera swoje serce, gdzieś dłoń z dłonią się spotyka,
W czyjeś oczy ktoś zapatrzył się w zachwycie.

Dobra wróżba spełni się nim świt nastanie,
Koń podkowę swą „na szczęście” zgubi w trawie,
Skry wirują nad ogniskiem, roztańczyli się Cyganie
W takt melodii, co im się wymknęła prawie.

Gwiezdny pył na końskich grzywach,
Parna noc,
Ogniska żar,
Ta melodia niecierpliwa
Ma taką moc!
Ma taki czar!


Smaki życia

Znajdę w sobie moc
Aby przetrwać noc
Nawet najczarniejszą
Chwycę pędzle i
Namaluję sny
Takie najpiękniejsze

Każdy życia kęs
Ma swój smak i sens
Chociaż bywa gorzki
Przeciwnościom wbrew
Szybciej krąży krew
Odpływają troski

Słodycz, gorycz, sól
Radość, smutek, ból -
- Smaki dobrze znane
Nie jest aż tak źle
Noc oddala się
Nadchodzi poranek


   Miłość

Tyle słów pisze się o miłości
Ale czy ona jest warta tego?
Bywa, że się złości
Albo też z zazdrości
Popchnie nagle do czegoś głupiego

Tyle westchnień i wyznań, wręcz czczona
Wierszem, prozą, muzyką, obrazem
Lecz niedoceniona
Albo odrzucona
Pragnie i nienawidzi zarazem

Czy możliwe jest takie kochanie
Co nie widzi ni krzywdy, ni zdrady?
Cierpliwe czekanie
Z wiarą w pojednanie
Gdy wybaczać nie daje już rady?

Tylko wtedy kochanie coś warte
Kiedy spotka się z wzajemnością
Razem buty zdarte
I szlaki przetarte
Wtedy można to nazwać miłością


*


Szepty i gusła

Gdy dotykasz mojej skóry,
Dreszcz przechodzi moje ciało,
Mruczę wtedy jak kot bury,
Jest mi ciągle mało, mało!

Gdy na nowo odkrywają
Mą wrażliwość twoje ręce,
To powieki lekko drgają,
Usta szepczą: więcej, więcej!

Oczy oczom, ustom usta,
Sercu serce, ciało ciału
Nasze czary, nasze gusła...

Już nic nie mów... Całuj, całuj!

*




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny. Zachęcam do komentowania.

W przypadku braku konta na Google lub Fb i logowania się jako "Anonimowy", bardzo proszę o podpisanie się w treści komentarza, gdyż chciałabym wiedzieć, kto do mnie pisze.

Każdy komentarz jest dla mnie cenny, jednak komentarze obraźliwe i zawierające wulgaryzmy będą konsekwentnie usuwane. Dobre maniery i kulturę słowa cenię ponad wszystko.

Szczególnie polecam:

Fraszka na gościa